niedziela, 18 listopada 2012

Powroty cz. VI


Oto i w końcu  jest. Jeszcze tylko epilog i koniec. To właśnie epilog jest najbardziej wyczekaną przeze mnie częścią, od niego tak naprawdę powstał w mojej wyobraźni cały tekst, więc czekałam z niecierpliwością na napisanie go ^^ Ale to jeszcze nie teraz.
Miłego czytania, ja wędruję uczyć się na wyższych obrotach.


             Pada śnieg. Syriusz stara się nie zaciskać zębów, bolą szczęki. Paznokcie wbite w wewnętrzne strony dłoni, ranią do krwi. Pod butami trzaska cienka warstwa lodu, każdy krok jest niczym ruch w smole, bo cel jest straszny. Puste oczy, nocne krzyki, obcy świat, a Łapa jest przerażony, bo nie potrafi nic z tym zrobić. Jest bezużyteczny.

Pierwszy koszmar przyszedł tej samej nocy, której poznali się na nowo. Pierwszy krzyk rozdarł ciszę w tej samej chwili, w której wyśniły go jego oczy. Ciepłe i tak nabrzmiałe szczęściem, zmącone brązem złoto. Takie oczy patrzyły na niego, kiedy spoceni i drżący leżeli w skotłowanej pościeli, kiedy Syriusz był gotów przysiąc na wszystko, co święte, że trwa w idealnym momencie swojego życia. Rozszerzone, przerażone oczy błyszczące w świetle ulicznej latarni, oto co przywołało krzyk. Black starał się wmówić samemu sobie, że ten obrzydliwy, straszny cień w miodowym spojrzeniu nie jest prawdziwy. Wtedy nie wierzył w szaleństwo. Pocałunek był gwałtowny, głodny i przepełniony potrzebą, a Syriusz nie umiał nie odpowiedzieć, choć gdzieś głęboko w sercu wiedział, że wszystko jest nie tak. To nie był dobry pocałunek, dreszcze były lodowate i odrażające.

Pada śnieg. Zimny wiatr znajduje drogę za postawiony kołnierz płaszcza, pędzi dalej, wzbudza gęsią skórkę, zaborczo sunie palcami mrozu po plecach, drapie i szczypie. Szalik został na półce w przedpokoju, Syriusz wychodził w pośpiechu, a teraz drży z zimna, ale to nieważne. Gdzieś głębiej, znacznie głębiej drży ze strachu. Wszystko się rozpadło, wszystko roztrzaskało. Nie da się wymazać niemal dwunastu lat z pamięci, nie ma znaczenia, jak bardzo by tego pragnął. Zostają ślady. Blizny na ciele i duszy, a jego mdli, gdy przypomina sobie, że nie ma już ratunku. Nie ma odwrotu.

Czasem stał w oknie, wpatrując się w wirujący śnieg, a świat przestawał istnieć. Przestawał być taki straszny. Remus zawsze był gdzieś obok. Jak cień, a Black bał się cieni przez ostatnie dwanaście lat, coraz częściej nie mógł uspokoić drżących dłoni. Lunatyk zapomniał, jak się oddycha, a Łapa czuł ból w piersi, gdy widział, jak przyjaciel rozpaczliwie próbuje odzyskać kontrolę, która nie była przeznaczona żadnemu z nich. Spokój w miodowych oczach pojawiał się tylko wtedy, gdy kierowały się one na twarz Blacka, zimne, chude ciało łaknęło dotyku, a Syriusz czuł, że jest nie tak, że wszystko jest nie tak. Opierał brodę o czubek jego głowy i słuchał spokojnego oddechu. Kiedy stał się jego płucami? Kiedy rozpadła się idealność? Był przerażony, bo zdał sobie sprawę, że nigdy jej nie było.

Pada śnieg. Coś rozrywa go od środka, ale Black nie ucieka, nie wraca do domu, tam czuje się jeszcze gorzej. Zaciśnięte szczęki drżą w napięciu, a z cienia wychodzi wysoka, chuda postać. Pierwszy raz od niemal dwunastu lat… Chce zwymiotować na śnieg, obrócić się i pobiec w drugą stronę. Stoi niczym kamienna rzeźba, Dumbledore patrzy mu w oczy.
…twojej pomocy, nie dam już rady. To chore, a ja nie potrafię… po prostu nie potrafię mu pomóc. Jest coraz gorzej…
Na gzymsie siada ptak, a w oknie najbliższego budynku zapala się światło, Syriusz ma wrażenie, że jest w obcej rzeczywistości.
…jak mogłem nie zauważyć… Ludzie tak nie tęsknią. Syriuszu, rozpacz nie trwa dwunastu lat, nikt normalny nie cierpi tak bardzo, to wręcz niemożliwe, a ja to zignorowałem, odcięliśmy się od niego, pozwoliliśmy, aby sam się odciął, zignorowałem… To nie jest normalne, zbyt silnie to odczuł, zbyt wiele stracił w jednej chwili… James, Lily, Peter, ty, spokój, bezpieczeństwo… Nikt nie jest w stanie przeżyć czegoś takiego i funkcjonować normalnie, ale on się złamał. Nie walczył, poddał się, dlatego to tak długo trwało, dlatego wciąż trwa…
To nie może być prawdziwe, ale coś szarpie i kąsa go wewnątrz, a on patrzy i milczy tak długo, dopóki czarny ptak nie odleci.
…nie mógł zwariować, kurwa mać! Nie… Merlinie… On jest taki kruchy… Nie potrafi… żyć, Boże, on… Albusie, musi być jakiś sposób… Cokolwiek, do cholery!
Cofnąć czas, cofnąć czas, cofnąć czas… Nigdy wcześniej tak bardzo nie błagał w duchu o coś tak nierealnego. Nie miał nadziei.
…miłość do ciebie. Gdybym… usunął to uczucie, wymazał je z jego pamięci… pustka, ale się pozbiera, bez rozpaczy będzie mu łatwiej… zapomni, że cię kochał… przepraszam, Syriuszu…
Umiera z każdym rwącym się oddechem i pragnie krzyczeć, ale milczy. Jasnoniebieskie oczy po drugiej stronie okularów są tak smutne, że wie, już wie. Tylko tak. Za blokiem wyje pies, a on czuje w ustach krew, zagryzając wargę. Ból nie odwraca uwagi. Syriusz zamyka oczy i nie chce być egoistą. Coś w nim pęka, a świat wokół staje się nagle tak obrzydliwie zły, bo decyzja zawsze była oczywista.

Pada śnieg, a on może tylko skinąć głową, bo boi się, że nie da rady być silny.

Pada śnieg, a najgorsze jest to, że Syriusz Black doskonale wie, że nie będzie potrafił cierpieć tak, jak Remus. Że ból się zatrze, bo Łapa zbyt wiele przetrwał, żeby się rozsypać. 

I za to się nienawidzi.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Popioły


Malusieńka miniaturka do Pieśni Lodu i Ognia. Spoilerów raczej brak, bo jak ktoś szczegółów nie zna, to raczej i tak ich nie zauważy. Zawiało oniryzmem i angstem. No cóż.
Miłego czytania i smutnych piosenek.



Noc jest ciemna i pełna strachów.
Za Murem wyje wilk. Pazury drążą rany w ziemi, a w sercu rośnie ból i tęsknota za światłem. Nigdy go już nie zobaczysz. Nadchodzi wielka noc, w ciemnościach jarzą się jedynie ślepia wrogów. Trzeba uciekać, ale nie ma drogi ucieczki. Nigdzie nie jest bezpiecznie. Mur nie jest granicą, może go zburzyć podmuch wiatru. Wrogowie to wiedzą. Wilk nie pamięta, jak wygląda światło, zielone oczy są zapomnianym wspomnieniem. Nigdy sobie nie przypomnisz. Ziemia jest zimna, nie widać sprzymierzeńców. Stado się rozpadło. Nadchodzi zima. Nigdy nie odejdzie.
Noc jest ciemna i pełna strachów.
Czardrzewo krwawi, na gałęzi siedzi kruk. Wrzask zwiastuje śmierć. Czarne oczy patrzą z wyrzutem, odwracasz wzrok. Czarne skrzydła, czarne słowa. Wycięta w korze twarz jest wykrzywiona w nienawiści. Zakrzywione gałęzie-szpony chcą wydłubać ci oczy. Zamknąłeś je, kiedy powinieneś patrzeć, nie zasługujesz na wzrok. Starzy bogowie twojego ojca nienawidzą krzywoprzysięzców. Nienawidzą ciebie. Skurczone liście spadają w dół, z każdym upadkiem ginie człowiek Północy. To twoja wina. Zostajesz sam, bogowie pragną twojej śmierci.
Noc jest ciemna i pełna strachów.
Nie słyszysz wycia. Złamane prawo gościnności, rozdarte wilcze gardło. Z nieba pada popiół, okrywa cały świat. Palce unurzane w krwi. Drzewa Serca, zielone oczy, martwe wilki. Północ znika w prochach. Za Murem nie ma słońca. Starzy bogowie płaczą krwią. Kiedy ich rozpacz się skończy, nadejdzie gniew. Nie ma Czardrzew na Południu, ukarzą ciebie. Gałęzie nie sięgają Królów-Potworów.
Noc jest ciemna i pełna strachów.
Zima nigdy się nie kończy. Czym jest słońce? Śnisz o popiele i wyciu wilka zza Muru. Krew starych bogów porusza dalszym-niż-północnym wiatrem. Rozpadasz się, bogowie twojego ojca nienawidzą zdrajców. Jest tylko popiół. Zima zabrała wszystko. Czardrzewa widzą dalej. Pył zasypie Południe. Starzy bogowie są cierpliwi i bezlitośni.
Przez popiół nie słychać wilczego wycia.