niedziela, 23 września 2012

Powroty cz.I


Wiem, że krótko, że trochę nie tak, ale to początek, ta część nie mogła być ciągnięta dalej, musiała zakończyć się właśnie w tym momencie. Kolejne powinny być już dłuższe, choć niczego nie obiecuję, chcę publikować ten tekst tak, aby zachował odpowiednią formę, ilość nie jest ważna.  Chociaż kiedy już zawiąże się bardziej fabuła i dojdą prawdziwe dialogi, zapewne się wydłuży.
Na razie jest wena i końcówka weekendu, więc piszę dużo, ale to już się kończy, więc... Postaram się, aby kolejna część była za kilka dni, ale kto wie, jak bardzo wykorzysta mój wolny czas szkoła...
Miłego czytania.



Remus Lupin zazwyczaj bardzo dobrze radził sobie ze swoją samotnością. Nie nawiązywał bliższych kontaktów z innymi ludźmi z wyboru, a ci wyczuwali z daleka Mury, które wzniósł wokół siebie, i nie próbowali się do niego zbliżyć. Mury były wysokie i grube, chroniły przerażonego dzieciaka przed światem, który tylko czekał, aby rozszarpać go na strzępy. Lunatyk nie był idiotą, zdawał sobie sprawę, że jest niestabilny emocjonalnie i ma poważne problemy, ale nie miał tyle sił, aby się z nimi zmierzyć. Stawiał na straży zimne spojrzenia i zaciśnięte wargi, nikt nie starał się obejść wart i przecisnąć dalej. I to też bolało, ale równocześnie cieszyło, bo tak było lepiej. Bezpieczniej. Siedział więc schowany, otulony milczeniem i pustką, chował przed własnymi oczami blizny na duszy, które zostawił on, które przypominały, że nie wolno dać się nikomu zbliżyć. Ludzie ranią głębiej niż miecze i zaklęcia, po nich blizny nigdy nie znikają.
Pierwsze Święta Bożego Narodzenia po swoim narodzeniu i śmierci spędził w barze, zapijając się do nieprzytomności. Wtedy jeszcze nie poznał zbawczej mocy Muru, dopiero uczył się istnieć wraz ze swoimi, nigdy niegojącymi się ranami. Wódka wchodziła w niego gładko, dawała złudne uczucie ciepła, które jeszcze bardziej uwydatniało późniejszy chłód, który wrócił szybko, który zawsze wracał. Barman okazał się człowiekiem dobrym, nie wyrzucił na bruk, pozwolił spać na zapleczu. Zaufał, w oczach Remusa był głupcem. Ludziom się nie ufa, można być albo katem, albo katowanym. Bał się konfrontacji, wybrał Mur, bo Mur pozwalał czuć się bezpiecznie. Tak, jak samotność.
Każde kolejne Święta przeżywał we własnym mieszkaniu, schowany przed sztuczną radością, jaką roztaczali wszyscy wokół. Owinięty kocem, w zbyt dużym swetrze i z butelką wina, wmawiający sobie, że samotność jest dobra. W Święta zawsze było trudniej, o wiele trudniej, choć chwalił Boga, że to nie to Święto, nie to straszne, które przeżywał w letargu, budząc się z odrętwienia z krzykiem. Nie pamiętać, nie myśleć, skupić się na samotności. Wszystko było lepsze od tamtego Święta.
Obtłuczony kubek z mocną herbatą parzył zlodowaciałe palce. Nienawidził zimna, ale nigdy nie włączał ogrzewania, ciepło kojarzyło się z przeszłością. Przeszłość była gorsza od chłodu. Gdyby ktoś z życia przed śmiercią i narodzeniem spojrzał na niego w chwili, gdy skulony siedział przy kuchennym stole i wpatrywał się w ciemne miasto, mógłby go nie poznać. Jasna, zdrowa cera zniknęła pod naporem zmęczonej, zniszczonej jednocześnie przez Człowieka i przez Wilka. Wąskie, spierzchnięte wargi, które zapomniały, że można się uśmiechać. Puste, zmatowiałe oczy trupa, który patrzy jeszcze w niebo, czekając, aż zostanie pochowany, zawieszony między życiem a śmiercią. Gęsta siatka blizn na całym ciele, na widok ciekawskich oczu wystawione tylko wiecznie zmarznięte dłonie i szyja, poznaczona ściegiem ostrych pazurów. Roztrzepane włosy, na których miód mieszał się ze stalą. Wychudzony, zniszczony człowiek, który czekał na własny pogrzeb. Palce przesuwały się mechanicznie po krawędzi kubka, wciąż zimne, nie mogące się ogrzać.

***

Schody były długie, mieszkanie jedynie na trzecim piętrze, ale dla obolałych łap to daleko, bardzo daleko. Na co drugim schodku odznaczał się niewyraźny odcisk psiej łapy, malowany krwią. Był zmęczony, mięśnie szarpały przy każdym ruchu,  serce dygotało w klatce piersiowej. Nie zatrzymywał się już tak długo, tak długo pozostawał w tej formie. Krótkie momenty zmiany w człowieka były wręcz niezauważalne. Był wykończony, dyszał ciężko, zmuszając ciało do wysiłku i biegnąc równo w górę. Tak daleka droga… Wieża, Morze, Ziemia, wyznaczniki podróży, której kroków nie był w stanie zliczyć, bo biegł szybko, póki zmęczenie nie zwalało go z nóg. Nie wiedział, jak udało mu się przepłynąć Morze, było przecież wielkie, głębokie, tak zimne i nieprzyjazne. Płynął, bo musiał, bo cofnąć się nie mógł, bo tam nic na niego nie czekało. Za nim nie było już nic, a przed nim było jeszcze mniej. Ale nie wątpił, że podążać dalej po prostu musi. Jakże teraz się zatrzymać, jakże zrozumieć i zaakceptować, że cel został osiągnięty. Bo przecież tak naprawdę nie było celu, był niemy rozkaz Znajdź go!, ale nic więc. Znalazł, co dalej? Bał się, uszy zniknęły w skłębionym, brudnym futrze, a ogon przyległ do brzucha. Zapach znajomego ciała uderzał w nos, gdzieś w głowie pojawiła się panika, brakowało szczęścia. Co teraz? Morderca, potwór, zdrajca, wiarołomca, nikczemnik, morderca, morderca, morderca. Zaskomlał przerażony własnymi myślami, własnym przekonaniem, kim musiał być w oczach człowieka, który był dla niego najważniejszą żyjącą istotą na ziemi.

***

Jakieś dwa lata temu miał w zwyczaju wyobrażanie sobie tego przed snem. Widział jego, stojącego w progu i uśmiechającego się szeroko, tak jak uśmiechał się zawsze. Roztrzepane, za długie włosy, trochę krzywe zęby, iskry w pełnym śmiechu oczach. Scena na tym się kończyła, był tylko jeden obraz, nie potrafił marzyć o nierealnym, kiedy pod żebrami kołatało mu się serce i miał trudności ze złapaniem oddechu. Kiedy pogrążał się w niesamowitej rozpaczy i po prostu płakał jak dziecko. Nie był w stanie posunąć się dalej, wytłumaczyć sobie, czemu szczęśliwy Syriusz mógłby stanąć w jego drzwiach, czy byłby oczyszczony ze wszystkich zarzutów, co byłoby dalej, czy by go pobił, przytulił, czy może najzwyczajniej w świecie zemdlał. Jedno w jego marzeniach było oczywiste. Łapa byłby tym samym Łapą, który wychodził z ich wspólnego mieszkania w wieczór duchów. Pomylił się, jakże przerażająco się pomylił.
Wysoki mężczyzna, który stanął w drzwiach salonu był obcy. Obce w nim było wszystko, był dziki i nie był Syriuszem, a Lupin był tym przerażony. Obcy, nieznajomy, nie ten, nie, nie, nie. Palce zacisnęły się na kubku, ciało zamarło, a gdzieś głęboko w głowie głos krzyczał, że do domu wszedł morderca. Oddech przyspieszył, a oczy odnalazły oczy, przez zdrętwiałe plecy przebiegł prąd. Błękitny lód, zimno, dzikość i strach. Drapieżnik w klatce. I niby jaka miałaby być reakcja, co miałby zrobić w tej sytuacji? Nie było uśmiechu i nadziei, był strach, brud, wycieńczenie, niezrozumienie. To nie był jego przyjaciel, w jego domu stał morderca. Nie było reakcji, nie było, bo być nie mogło. Nie mógł się poruszyć, nie mógł się odezwać, bo nie wiedział, co miałby zrobić czy powiedzieć. Nie Łapa. Ból gdzieś w głębi klatki piersiowej, rwący się oddech. Kto to jest, czemu, czemu, czemu?! Nieznajomy człowiek o oczach koloru oczu przyjaciela przestąpił o krok do przodu, a Remus szczerze żałował, że nie nosi przy sobie różdżki. To nie Łapa, nie można uwierzyć, nie, nie, nie.
- Remus…
Głos był schrypnięty, wysuszony, niemal starczy, jak gdyby jego właściciel zapomniał jak się mówi, a Lupin się nie dziwił, w Azkabanie się nie mówi. Azkaban to miejsce dla morderców, przyjaciel jest mordercą, przyjaciel jest wrogiem. Boli, tak bardzo boli. Kurczowo zgięte palce ześlizgnęły się z krawędzi kubka, naczynie przechyliło się i wylądowało na podłodze, kałuża gorącej herbaty pochłaniała ciemne kafelki, a Remus tylko patrzył. Strużka spłynęła do framugi i powędrowała dalej, Remus nie mógł nawet drgnąć, nie mógł powrócić wzrokiem do lodowych oczu.
- Remus…
Koniec, przegrana, porażka. Morderca, potwór, bydle, zdrajca, potwór, potwór, skurwysyn, zdrajca, zdrajca, zdrajca. Zacisnął szczęki, powstrzymując się od spazmatycznego łapania powietrza. Tłumione uczucia wypłynęły spienioną falą z podświadomości. Jedenaście lat, miesiąc, dwadzieścia dni. Kurwa mać. Jak mogłeś, pieprzony bydlaku?! Jak…
- Wyjdź.
Słowo zadrżało od emocji, od przerażającej tęsknoty zranionego, opuszczonego człowieka. Nienawiść, ból, rozpacz, przerażenie. Gardło zacisnęło się, a kolejne zdanie wyszło z niego tak dziwnie, słabo i krucho.
- Nie chcę wiedzieć, nie chcę, rozumiesz? Wyjdź, nie niszcz wszystkiego.
Kłamstwo. Co miałby zniszczyć, skoro niczego nie było? Pustka, samotność i gra, nienaturalne udawanie życia, ale nie ból, on tylko czasem, coraz rzadziej. Herbata dotarła do jego stopy, zmoczyła skarpetkę i palce u stóp, Remus nawet tego nie zauważył, zaciskając powieki i wsłuchując się w szaleńczy rytm uderzeń swojego serca.
- Wypierdalaj stąd.
Lunatyk nie klął, Lunatyk nie wyganiał, Lunatyk zawsze wspierał Łapę. Nie było już ani Lunatyka, ani Łapy.
Kiedy otworzył oczy, salon był pusty, a po wizycie przeszłości pozostały jedynie krwawe ślady stóp. Ludzkich i psich. Puste oczy nie miały łez, wylały je już wszystkie jedenaście lat, miesiąc i dwadzieścia dni temu.

4 komentarze:

  1. Przeczytaj jeszcze raz, wkradło się kilka literówek, zjedzonych ogonków przy "ę" i innych takich. A tu:
    "Płynął wytrwale, choć nie mógł pozwolić sobie na odpoczynek, choć każda przerwa skończyłaby się utonięciem, on nie mógł się cofnąć."
    absolutnie nie pasuje mi słowo "choć". "Mimo że" jak najbardziej, nawet lepiej, bo "choć" nie ma tu żadnego sensu.
    Hej, hej, hej... Ja nie lubię wątków homoerotycznych. Nie lubię o nich czytać. To po prostu nie jest mój temat. Ale to, jak to napisałaś... Chcę tego wątku, on ma być, koniec kropka, nie ma się nad czym zastanawiać, o joj. Mówi, że ja umiem pisać i pyta czy może dodać do linków. Ja dodaję, nawet jak mi nie pozwoli, o. Dwóch wyniszczonych życiem facetów, ze spieprzonym życiem, bo tak naprawdę nie da się tego inaczej określić, to idealny motyw przewodni. Styl fantastyczny, a Powroty i Jedenaście lat napisane tak gorzko, że aż coś zaczyna cisnąć gdzieś w okolicach mostka. Zimno, głodno, brudno, na skraju obłędu. Ja jestem zachwycona, zostaję czytelniczką już teraz.
    Och i wyłącz weryfikację obrazkową, proszę bardzo...
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze, baaardzo dziękuję za komentarz, bo, może to dziwnie zabrzmi, ale co tam, naprawdę podziwiam twój styl pisania i twórczość, więc twoje zdanie dużo dla mnie znaczy xD
      Błędy poprawię (dziękuję za wytknięcie xd), ale to już jutro, dziś zbliżam się do fizyki i korzystam jedynie z telefonu, a pisać na nim nie bardzo lubię (nienawidzę, my się nawzajem nie trawimy po prostu xd). I zdanie od początku mi jakoś dziwnie brzmiało, przeredaguję je koniecznie ;)
      Nie lubi homoerotycznych wątków, a chce taki czytać w moim wykonaniu? *.* Padnę trupem, jestem taka szczęśliwa xd Ja, żeby taki czytać, muszę znaleźć naprawdę dobry, więc pisząc staram się jak tylko mogę xd Choć przyznam, ten tekst jest mi ciężki, psychika Lupina jest trująca, ale przy okazji strasznie dla mnie wciągająca xd Facet ma potencjał xd
      Tak też uważałam xd Zawsza mnie nurtują takie 'wątki z poza kadru'. I alternatywne wersje. Bo nawet kiedy czytałam trzecią czy piątą część pierwszy raz, a lat miałam wtedy mało, to widziałam jakieś kłamstwo, niedopowiedzenie. Bo przecież spotkanie po tylu latach, po takich wydarzeniach i emocjach, jakie musieli przeżywać, NIE MOGŁO być tak suche i proste. Musiałam sama to 'dopisać' xd A tak to właśnie widzę: zimno, tęskno, pusto, gorzko i brudno, bardziej realistycznie, jak dla mnie.
      Jestem przeszczęśliwa, że czytać będziesz xd Ogarnęłam, że wyjdzie jakieś sześć/siedem odcinków, to może nie zdążysz się znudzić :))
      Wyłączę jutro, obiecuję xd musisz mi jeszcze dziś wybaczyć, dopiero ogarniam blogspota (choć szablonu nigdy nie ogarnę ładnego :))

      Usuń
    2. Nie lubi homoerotycznych wątków i do tej pory spotkała JEDNĄ historię, w której chciałaby coś takiego przeczytać. niestety, książka z cyklu obyczajowego fantasy napisana została w kręgu kultury Słowian Wschodnich i dzięki temu niestety jeden z "pary" zakochał się w siostrze drugiego. Wściekłam się jak jasna cholera, bo to była taka przyjaźń, że kurna nie pasowało mi to jak licho, obraziłam się na książkę i jeszcze jej nie skończyłam, ło. A Ty przedstawiasz drugą historię z tymże wątkiem i ledwie po dwóch częściach, ja jestem już fanatycznie niemal na TAK.
      Podejrzewam, że Lupin, jakiego Ty stworzyłaś może być trudny, ale jak fantastycznie się go czyta, naprawdę *-* Zresztą, Syriusza też. A ja lubię tych dwóch Huncwotów tylko w takim wydaniu, w tym okresie czasowym. Czasy Hogwartu wzbudzają we mnie chęć mordu, o.
      Taaaaak, to powitanie Lupina i Syriusza w trzeciej części, proszę Cię. Dwa słowa i znów jest, jak było, znów się przyjaźnimy, nic się nie zmieniło. Ale w sumie czego tu się dziwić, Harry Potter JEST powieścią dla dzieci i młodzieży, pewnych rzeczy po prostu się w takiej literaturze nie pisze. Zresztą, dzięki temu Internety majo o czym pisać ;)
      Tylko siedem? No proszę, ja myślałam, że z tego całe duże opowiadanie wyjdzie, ale w sumie... Ciekawa jestem, jak to wszystko zamierzasz rozkręcić. A tak spytam jeszcze, całość będzie po prostu wrzucona w kanon, czy to co później w związku z tym się zmieni?
      W sumie ogarnęłam już co i jak, ale musiałabym troszkę bardziej się htmla nauczyć, żeby te szablony były śliczne. Miękko jest w nich mistrzem, zdecydowanie <3

      Usuń
    3. Czytałam kiedyś taką książkę... nawet nie potrafię sobie przypomnieć jaką, no ale chemia między dwoma facetami była tak widoczna, że aż biło mnie po oczach, a siostra, która też czytała (a ona również za takimi wątkami nie przepada, więc to nie moje dopowiadanie sobie ;)), uważała, że to aż dziwne, że z nich pary nie zrobiona. Bo nagle pojawiła się postać żeńska. A aluzji do nich obu było w bród! Byłam baaardzo zła, więc rozumiem twój ból ;)
      I to jest wręcz niewyobrażalnie przesympatyczne, że... że w pewnym sensie mi się udaje przekazać formę w taki sposób. Druga dopiero? Jak to rano przeczytałam, to cały dzień miałam przeszczęśliwy, nawet mnie klasówka nie zdenerwowała ;D
      Huncwoci w szkole to były straszne... dzieciaki. I to takie, które mnie niezmiernie irytują. A Syriusza z tamtych czasów to w ogóle nie lubię, a Lupin taka miękka klucha (nie wiem, jak można było z wilkołaka zrobić taką gumę od kalesonów, to mnie naprawdę rani!) Ale fakt, budowanie trudnej postaci przynosi swoistą satysfakcje, gdy wychodzi xD
      No tak, tak, ale to i tak w oczy biło, choć przecież byłam odbiorcą odpowiednim (przy czytaniu trzeciej części miałam może... sześć lat? xD). Ale racja, przynajmniej mam co pisać i nie plagiatuję ;p
      To taka miniaturkowa historia, bo nie chcę jej zbyt przedłużać, w zamierzeniu to dość gorzki tekst, który jest po prostu moją brakującą akcją w książkach i filmach. I nie chcę rozwlekać, bo mi się forma zepsuje ;p Dlatego też tak, zamierzam wpleść to w kanon, choć tak... A nieważne, zobaczysz ;p
      Twoje szablony są śliczne, nie gadaj od rzeczy ;p A szablony Miękko... Faktycznie, jestem oczarowana, muszę jej to przekazać ;) A ty nie pomniejszaj swojego ogarnięcia, moje jest mikroskopijne ;p

      Usuń