Zawsze
mnie męczyło, jak można tak zmarnować niektóre postacie. Przez kilkanaście lat
mojego życia nie spotkałam się z książką, w której wilkołak byłby pokazany nie
tylko od strony człowieka, ale też od tej drugiej, wilczej. Mój fetysz
patrzenia na świat oczami „tych drugich”, morderców, nie ofiar, potworów, nie
ludzi, drugo-, nie pierwszoplanowych bohaterów. To ważna część tej historii i
mam wielką nadzieję, że nie zepsułam, że się udało choć trochę.
Zmęczenie
wygrało o trzeciej czterdzieści cztery
dnia 22 grudnia roku bieżącego. Zasnął tak, jak zasypiał od jedenastu lat, miesiąca i dwudziestu dwóch
dni, czyli szybko, bezmyślnie, wręcz
tracąc przytomność w miejscu, w którym akurat przebywał. Na jego własne
szczęście tym razem było to łóżko, nie nabawił się siniaków, przewracając nagle
bez ducha na środku pokoju lub gorzej, na ulicy. Wtedy był szpital, pytania,
badania, podejrzliwość i udawana troska, bo troska nie bywa prawdziwa.
Nienawidził, gdy ktoś ingerował w jego życie, nienawidził.
Jego
sny nigdy nie były pełne, nigdy nie przynosiły całkowitego rozprężenia stale
napiętych mięśni, bo nawet zemdlony, był zawieszony między jawą a snem.
Pogrążony w koszmarach-wspomnieniach, nigdy nie słodkich bajkach, i
rzeczywistości, błądzącym na skraju świadomości Wilku, który nocą był bardziej
żywy, bardziej zły na Człowieka. Pazury darły na strzępy wszelkie pozytywne sny,
rozszarpywały, a Wilk z nienawiścią patrzył na ból pogrążonego w wiecznej
żałobie Człowieka. Satysfakcja, gniew, zemsta, zło, strach, dzikość. Wilk
przesiewał do podświadomości tylko te złe, niespokojne sny. Sny-wspomnienia. Po
prostu koszmary. Kary.
- Muszę wyjść.
Syriusz patrzy niepewnie, nieufnie,
ramiona są napięte, a Lunatyk wie, że nie może zacisnąć warg, bo Łapa zrozumie.
Zrozumie, że on już wie, że ukrywany brak zaufania nie jest tajemnicą. Boli,
ale Lunatyk postanowił grać, udawać i przeczekać, przecież w końcu wszystko się
wyjaśni. Uśmiecha się więc uspokajająco i kładzie dłoń na przedramieniu
przyjaciela.
- Wrócę za godzinę, nie przejmuj się
tak, Voldemort nie pożre mnie żywcem, kiedy tylko wystawię nos za drzwi.
Myślisz,
że idę was zdradzić? To też boli. Patrzy
w niebieskie oczy, z który stopniowo ustępuje napięcie, zostaje już tylko
zatroskanie i słaby uśmiech. Zwycięstwo, co za ulga, coraz więcej zwycięstw w
małych bitwach, w końcu wygra wojnę.
- Oby, Luniaczku. Ja zostanę w domu, w
razie czego ktoś musi cię pochować, nie sądzisz?
Szczerzy się w tym swoim pewnym siebie
uśmiechu, który jednocześnie bawi i irytuje. Syriusz Black,
personifikacja sprzeczności. Lunatyk
odwzajemnia uśmiech, jeszcze nie wie, że Łapa nie dotrzyma słowa, że nie zaufa
i wyruszy do Potterów, że całe ich życie skończy się tej nocy, że już nigdy nie będzie bezpiecznie,
spokojnie. To dobrze. Jeszcze trzy
godziny, dwie minuty i czterdzieści pięć sekund życia.
Wilk
zawył przerażająco, drąc ludzką duszę na kawałki, przynosił ból, tylko ból i
cierpienie. Człowiek drżał, wciąż zamknięty we własnej głowie, pośród myśli,
wspomnień i snów, wymieszanych w jedno. Niebieskie oczy, spierzchnięte usta,
długie, kościste palce, brudne, poszarpane włosy. Wilk nie mógł walczyć z
wrogiem w dzień, rzucał wyzwanie nocą, chyłkiem niszczył psychikę potwora,
który był mu klatką. Wycie pełne tęsknoty za wolnością, warkot nienawiści.
Zatrzaśnięci w jednym ciele, przerażeni i destrukcyjni, niszczący siebie
nawzajem. Najgorsze obrazy. Ciemność, zamknięcie, tak ciasno, tak mało, tak
pusto, tak zimno, tak głodno, tak boleśnie. Wilk.
Dzikość, brak kontroli, strach, krew, śmierć, tak boleśnie, tak zwierzęco. Człowiek. Wysoki mężczyzna o oczach
przyjaciela i duszy wroga, tęsknota, zdrada, ból, obcość, zdrada, zdrada. Wilkołak pogrążony w szaleństwie
rozpaczy.
Kiedy
łańcuchy snu-koszmaru opadły, Wilk wycofał się głębiej w podświadomość, warcząc
gniewnie, ciało Człowieka drżało niczym w gorączce. Wokół panowała nocna cisza,
pełna dźwięków, które udowadniały, że to już rzeczywistość. Już nie sen, już
nie koszmarna mara. Własny, spazmatyczny, urywany oddech, szum wiatru i
samochodów za uchylonym oknem, tłukące się o żebra serce, skrzypienie łóżka.
Zmysły budziły się i rejestrowały coraz więcej, a osiemnaście sekund po przebudzeniu, Lupin zrozumiał, co wyrwało go
ze snu. Cień w nogach łóżka, cień, którego nie mógł nie poznać, bo skrzywienie
ramion, charakterystyczne pochylenie do przodu, ostra krzywizna szczęki,
wszystko tak znajomo-nieznajome. Morderca stał w sypialni, a Lunatyk po raz
pierwszy w życiu wypuścił bestię z własnej woli. Wilk zawył.
***
Jest
nie tak, nie do końca jak trzeba, ale dobrze, tak dobrze. Ciało słabe, kruche,
wciąż obce, ale przez chwilę własne. Człowiek wycofał się sam, Wilk ma władzę,
może czynić, pierwszy raz w swoim spętanym życiu nie czuje nienawiści do Człowieka,
bo nie trzeba czekać miesiąca, aby cierpieć podczas strasznej Pełni, pełnej
cierpienia i rozdarcia. Ludzkie ciało jest złe, bo drobne, delikatne, powolne, ale
dobre, bo nie ma walki, nie ma darcia na strzępy, jest spokój, przyzwolenie i
prośba. I nienawiść, nienawiść tak wielka, bo stworzona z tego odmiennego, tak
podobnego uczucia. Ale nienawiść wreszcie nie skierowana do własnego ciała, nie
autodestrukcyjna, w końcu taka czysta. Bo oto stoi potwór, który zdradził,
zostawił, okłamał, zawiódł, śmiał zniszczyć i zmiażdżyć, rozdrobnić na kawałki
cały świat. Najbliższy nagle tak daleki. Nagle? Od dawna, od jedenastu lat, miesiąca i dwudziestu dwóch
dni, bo strach, ból, zawód, ból, ból,
ból. Zniszczyć potwora, tak jak on
zniszczył Człowieka, zniszczył Wilka. Po raz pierwszy Wilk i Człowiek to jedno,
po raz pierwszy nierozdzielne i pewne, bo trzeba odpłacić, trzeba zniszczyć
największy koszmar.
Zmęczone,
głodne, wycieńczone ciało zrywa się do pozycji pionowej, bo adrenalina i
wściekłość to wielka siła, zwierzęce instynkty wyrywają spomiędzy zaciśniętych
zębów warkot, palce wyginają się kurczowo w szpony, kolana uginają się, aż
wreszcie napięte mięśnie są gotowe do ataku. Miodowe oczy przysłania mgiełka
szaleństwa, a Wilk splata myśli z Człowiekiem, aby skoczyć. Wszystko to ledwo
ułamki sekund dla pogrążonego jednocześnie w chaosie i ładzie umysłu dzielonego
na dwoje. Skok, pęd powietrza, krzyk zdziwienia, uderzenie, ziemia,
miękko-twarde ciało, krzyk bólu, paznokcie-pazury żłobiące z słabej skórze,
zęby wbijające się w ramię, krew na języku, krew na dłoniach, słowa
niezrozumiałe dla dzikiego umysłu, ból. Nienawiść, ból, warkot-krzyk, zdrajca,
zdrajca, zabić, skończyć z bólem, bez tęsknoty za nieistniejącym, jak boli.
Wilk
cofa się przerażony, tuląc uszy do łba i podkulając ogon. Jest dziki i obolały,
zostawia chwilowego sprzymierzeńca, wiecznego wroga samego, skomle i umyka.
Zmęczony, kręci się w głowie, przed oczami tańczą plamy, Wilk jest słaby w
słabym ciele. Podświadomość jest ciepła, brak władzy nad ciałem pozwala
wypocząć, nabrać sił. Wilk kuli się w sobie i obserwuje, nie ma energii na
walkę, nie chce zostawać w tym ciele. To złe, puste, nieprawdziwe. Wilk wyje
przeciągle z żalu i zawodu, bo nie może żyć uwięziony, bo nawet połączony w
jedną wolę jest uwięziony, bo Pełnia nie przynosi wolności, Pełnia jest
bezmyślnym więzieniem. Wilcze wycie pełne żałoby i strachu. Człowiek zostaje sam,
Wilk tylko obserwuje i liże rany.
***
Łapał
łapczywie powietrze do płuc, zaciskając zakrwawione palce na dywanie.
Rozszerzone z przerażenia oczy wwiercały się w te drugie, niebieskie, które
patrzyły z góry, z niezrozumieniem, bólem i strachem. Wszędzie strach, dom
śmierdział strachem z daleka. Remus czuł różdżkę przytkniętą do krtani, czuł
palce zaciśnięte na ramieniu i kolano przygważdżające do ziemi, miał ochotę
krzyczeć, całe jego ciało tego chciało. Potwór.
Boże, co ci takiego uczyniłem, że tak mnie karzesz? Drżące dłonie. Światło
latarni oświetlało dziką, ostrą twarz zdrajcy, zniszczona, brudna koszula była
porwana, ledwo wisiała na kościstym ramieniu, na którym odznaczały się głębokie
ślady zębów. Krew spływała niżej jednolitym strumieniem z szarpanej rany, pod
obojczykiem długie, wąskie szramy po paznokciach znaczyły bladą, zapadłą pierś czerwienią.
- Wysłuchaj mnie chociaż.
Głos
straceńca, błękitne oczy człowieka, patrzącego na ochłapy, które szaleniec
pozostawił po wszystkich, których człowiek kochał. Rozpacz i niewyobrażalny ból
w spojrzeniu, oliwa do ognia nienawiści, bo to przecież on był katem, on był
szaleńcem, on nie mógł mieć oczu
ofiary.
- Błagam… Remmy…
Coś
pękło, zniszczony człowiek zawył w rozpaczy we własnej głowie, bo nie mógł
pokonać samego siebie. Bo zarówno Człowiek, jak i Wilk, obaj tak samo
przerażająco mocno, pragnęli wysłuchać, pragnęli wytłumaczenia. Jakiegokolwiek,
potrzebowali nadziei, tak rozpaczliwie i uzależniająco. Jak można żyć, kiedy
całym strzaskanym sercem, poharataną duszą i rozdartym umysłem nienawidzi się i
kocha tę samą osobę równie silnie? Ale patrząc w niebieskie oczy oszalałego z
rozpaczy człowieka, bał się, że tej osoby od dawna już nie ma. Od jedenastu lat, miesiąca i dwudziestu dwóch
dni.
I
wtedy skinął głową.
Wczoraj już przeczytałam, ale miałam jakiś ciężki dzień i na komentarz się powoli zbieram dopiero teraz, jako że mam dzień wolny od uczelni. No do rzeczy.
OdpowiedzUsuńCzy choć trochę się udało? Jejku jej, udało się bardzo, bardzo mocno, ja jestem naprawdę zafascynowana tym pomysłem, tym opowiadaniem, tym Lupinem. Poglądem na Wilka i Człowieka, na rozdwojenie, kiedy władzę nad jednym czasem przejmuje drugi, bardzo to w sumie pasuje do tych Rowlingowskich opisów, bo w sumie jakby to inaczej objaśnić, że podczas przemiany wilkołak traci nad sobą zupełnie kontrolę.
Końcówka, mimo że to tylko jedno zdanie rozemocjonowała mnie niesamowicie, emocje Lupina patrzącego na Syriusza zresztą tak samo. A chyba najbardziej podoba mi się to nieustanne-powtórzeniowe odmierzanie czasu, zarówno tutaj, jak i w retrospekcji-koszmarze, że życie skończy się za... Takiej to wszystko nadaje atmosfery goryczy i żalu.
Opowiadanie trzyma poziom cały czas, jestem zachwycona, czekam na to, co dalej! :)
Jezusie, jaka ulga, że nie spartaczyłam! xD Bo bardzo mi na tej koncepcji (nie tylko w tej historii) zależy. Bo dla mnie ofiarą wilkołactwa jest nie tylko człowiek, ale też wilk. I to może nawet bardziej. Ale to już na dłuższe rozkminy, a że piszę na telefonie, to rozgadywać się nie chcę.
UsuńTo odliczanie jest takim elementem wspólnym dla całych Powrotów i przewijać się będzie przez wszystkie części (których chyba jednak będzie osiem, bo w końcu końcówkę dopracowałam xd). I pomysł na to przyszedł jakoś samoistnie, ale osobiście też mi się podoba ;)
Ogromnie się cieszę, że wciąż się podoba, że nie popsułam, że przynosi dobre uczucia. Choć to może niedobrane stwierdzenie ^^
PS. Czy ty również masz najwięcej weny i ochoty (ha, wręcz przymusu!) na pisanie wtedy, kiedy zdecydowanie pisać nie możesz? Rany, jestem chora, mam mega zaległości w szkole, w perspektywie masa klasówek, za chwilę trzy olimpiady, dwie lektury... A ja mogę myśleć tylko o tym, co chcę napisać w Powrotach! Paranoja... ; p
Nie ma co myśleć, że się spartaczyło, jak się umie pisać :P Kto umie, ten nie spartaczy, a Ty umiesz, o. No i widzisz, na coś takiego chyba mało kto wpadł, że "przekazany" komuś wilk jest w więzieniu i ma wpływ nie tylko w pełni. Ja na rozkminy poczekam, aż będą ładnie opisane w opowiadaniu ;)
UsuńBo jest to pomysł iście fantastyczny! ;)
PS Albo jak mam coś do roboty, na przykład w tamtym roku licencjat, a tu się chce co innego. I zmuszam się do tego naukowego bełkotu, byleby zacząć robić to, co chcę, a tu jebudu, wena uciekła, bo tak. Przewrotny żywot, tak samo jest, że na przykład mam pomysł i wiem, co chcę napisać, a tu znów jebudu, jestem tak zmęczona, że zasypiam przy komputerze. Teraz to jeszcze spokój, bo dopiero się studia zaczynają, a ja postanowiłam w tym roku być wreszcie ogarnięta i robić na bieżąco, więc wieczorem czytam rozdział Historii języka serbsko-chorwackiego, szykuję się do seminarium magisterskiego, ale po powrocie staram się coś zawsze popisać, żeby nie robić jakichś paskudnych przerw. Organizacja pracy, to jest to! :D
Chyba ci uwierzę, choć strasznie trudno mi przestać myślëeć 'debilu, nie pisz i tak nie potrafisz!', kiedy patrzę na naprawdę cudowne teksty i czuję się okropnym beztalenciem. No i te przecinki, jak ja ich nienawidzę ^^
UsuńBędą, będą, jak Remus w końcu z Łapą pogada jak człowiek, zamiast odgryzać mu głowę xd
No jak miło xd
PS. No właśnie u mnie chyba nie działa xd Jest taki łdny, zgrabny plan: Ogarniam i czytam mitologię, żeby powtórzyć zarówno na sprawdzian z ostatnich lat i na olimpiadę też. Potem powtórka chemii z klasy pierwszej, potem wszystkie czasy przeszłe z angielskiego. Teoretycznie mało, powinno mi zejść do obiadu, bo się przecież zawsze na bieżąco uczyłam, to tylko trzeba wiedzę odkurzyć. A ja siedzę, gapię się na jedno zdanie i mam myśli lata świetlne od Panatenajów, o których teoretycznie czytam. Załamię się.
'Historia języka serbsko-chorwackiego' brzmi mi ciekawiej od mitologii, która mi się szczerze przejadła razem z całą Grecją. Wolę chłodniejsze klimaty xd