Jest
taka jedna piosenka(nie,
żebym ogarniała teledysk…), która była w jakimś sensie inspiracją do Powrotów, choć nie są one do końca na
niej wzorowane. Ale bardzo ją lubię, ma specyficzny nastrój. I jak jej słucham,
to bawi mnie stwierdzenie, że niemiecki to twardy
język.
Przepraszam, że trochę mi ta część nie wyszła. Chyba mój obolały mózg nie potrafi tworzyć "czegoś cięższego" z gorączką... Noale. Życzę miłego czytania.
Uciekał
od przeszłości przez jedenaście lat,
miesiąc i dwadzieścia dwa dni, musiał być głupi, wierząc, że ona nigdy go
nie dogoni. Dogoniła. Przybrała postać Syriusza
Blacka i rozsiadła się w niewygodnym, starym krześle, które stało w tym
samym miejscu zapewne od jakiegoś milenium. Krzesło było zużyte i zniszczone,
skrzypiało, gdy ktoś na nim usiadł, a swoim wyglądam wręcz od tego odstraszało,
grożąc kruszącym się oparciem i kolekcją drzazg. Jedna z nóg była obluzowana i
tańczyła pod siedziskiem, nie pozwalając siedzącemu na wygodę, wznosząc w
powietrze jękliwe zawodzenia drewna. Remus nie cierpiał mebli tego mieszkania,
które pozostawili po sobie poprzedni właściciele, para wieloletnich staruszków,
a których pozbyć się nie mógł, na to nigdy nie było go stać. Nic w tym domu nie
było mu bliskie, z niczym nie wiązał wspomnień, przedmioty mogły być równie
dobrze kogokolwiek innego. Krzeseł w kuchni nienawidził chyba najbardziej zaraz
po łóżku, bo zbyt często na nich siadał, zbyt często musiał wdychać zapach
zaśniedziałego drewna i słuchać kanonady drewnianych zawodzeń. Remus Lupin był
skłonny robić cokolwiek, aby nie musieć patrzeć w oczy swojej przeszłości i
przerywać milczenia. Kontemplowanie stanu mebli było zdecydowanie bardziej
przyjemnym zajęciem, nawet jeśli nie pochłaniało go na tyle, aby nie myślał o
jasnych oczach, wwiercających mu się w twarz. Przeszedł go obrzydliwy dreszcz
strachu, ale nie podniósł spojrzenia. Nie był odważnym człowiekiem. Nie zdążył
rozbudzić w sobie nadziei, że Syriusz odejdzie, że milczenie oznacza, że
rozmowa nigdy się nie zacznie. Nie zdążył, bo rozmowa rozpoczęła się bez jego
pozwolenia.
-
Nie zabiłem ich, Remus. Nie mógłbym ich zabić.
Słowa-miecze.
Kłamstwa, na pewno kłamstwa, czemu rani
znowu i znowu, jak można być takim potworem? Miodowe oczy, niebieskie oczy.
Obrzydzenie, gniew, Wilk przyczajony na skraju świadomości, chcący
wytłumaczenia, racjonalnego i pewnego, jednocześnie pełen gniewu, bo przecież
to zdrajca, kłamstwo jest dla niego naturalne. Potrząsnął głową, przerywając
natłok gwałtownych, złych myśli.
Niechciane, niemożliwe słowa wydarły
się na powierzchnię, rozpaliły zaciśnięte powieki. Daj mu szansę.
-
Nigdy ci nie uwierzę. Jesteś mordercą. Nie chcę cię w moim domu.
Słowa
pełne gniewu, zawodu, rozczarowania i czegoś jeszcze, czego Lupin nie chciał
interpretować. Błękitne oczy rozjarzyły się bólem, szczęki zacisnęły w
paradoksyzmie cierpienia. Musiał przecież wiedzieć, że taka będzie reakcja,
musiał, czemu więc tak? Czemu coś zakuło w głębi serca, czemu ranienie raniącego od jedenastu lat, miesiąca i
dwudziestu dwóch dni nie przyniosło ulgi? Palce zacisnęły się kurczowo na
blacie stołu, paznokcie pobielały, na przedramionach wystąpiły żyły, gdzieś w
żołądku skakał strach zmieszany z oczekiwaniem. Na co? Nie wiedział, czemu więc
się tego bał? Dreszcze spłynęły po karku, wzdłuż kręgosłupa, gardło było tak
suche.
-
Znajdź dowód. – mówił cicho, ale w głosie nie było wahania i czemu, Boże
czemu?!, serce stanęło drżące na dźwięk tej nadziei? – Wejdź w moje myśli,
przecież potrafisz.
Potrafię?
Kiedy ostatnio dotykał różdżki i czuł coś więcej niż nic? Może magia uciekła, nie mogąc znieść tak tragicznej postaci,
jaką się stał? Nie uda się, jakby mogło…
Stop. Nagła pustka wypchnęła z głowy
wszelkie myśli, oddech urwał się wpół. A potem szaleńczy bieg serca, powietrze
świszczące w płucach. Wejdź w moje myśli,
o Matko Najświętsza, czyżby prawda, w końcu prawda?
I strach, obezwładniający i paraliżujący, bo prawda rozwiewa złudzenia i nadzieje, już wszystko będzie jasne i
czyste, czemu to tak przerażająca
perspektywa?
Jeśli
później miałby powiedzieć, kiedy
doszedł do szafki, kiedy wyjął
różdżkę, kiedy wrócił i wypowiedział
zaklęcie, musiałby milczeć, bo nie
pamiętał, nie wiedział, myśli skupione były tylko na strachu, tylko strachu. I jeden fakt, rozdzierający
duszę na części, ale przecież nie można, nie teraz, zbyt ważna chwila, bo w
końcu prawda. Ale przecież nie był w stanie, przecież nawet nie będąc świadomym
tego, co robi, nie obrócił się do niego
plecami. Wróg, nieprzyjaciel, obcy
człowiek, nawet jeśli nie kłamie, jak
może nie kłamać?, ale jeśli… Remus Lupin do nikogo nie odwraca się plecami, obcy
czarodziej siedział na krześle, powieka drgnęła jako jedyny wyraz rozpaczy w
granitowej masce.
Chodź.
Biały
korytarz prowadzący tam, gdzie nie sięga wzrok, bez końca i bez początku.
Setki, tysiące, miliony drzwi, wzrok
prześlizguje się po futrynach, klamkach, progach, wysoko nad głową witraże,
freski, obrazy. Głową? Głowy nie ma,
nigdy nie było i nie będzie, jest myśl,
to myśl błądzi korytarzem obcej
świadomości. Gdzieś z tyłu, za granicą, jest bezświadomość, ale tam myśl
nie podąży, obca siła pcha dalej, do przodu, nie pozwala poznać
niebezpiecznego, obcego obszaru. Zawsze
obcego? Kiedyś myśl już tu była, musiała być, bo było, było… Nie.
Patrz.
Siedzą
razem na skale, są młodzi i
szczęśliwi, ich życie pełne, tak
pełne i niezniszczone. Brak rys, czy to nie piękne? Są uśmiechy, jest
szczerość, prawda. Palce splotły się
przez przypadek, to źle? Nie, jest
dobrze, jest cudownie, kiedy są razem, bo tak przecież miało być zawsze, ich
całe życie prowadziło do tego, aby być razem.
Błąd. Nie to wspomnienie, nie to, bo
to przecież nawet nie jest wspomnienie. Obca siła wypycha myśl z obcego marzenia tak brutalnie. Pustka. Strata. Złamana nadzieja na dobrą
przeszłość.
Patrz.
Stoi w kuchni, w sercu domu, czemu nie jest dobrze? Kobieta patrzy przerażona, w
spojrzeniu zielonych oczu błyszczy upór, nie zgadza się, ale mąż jest pewny,
ufa osądowi przyjaciela. Peter będzie
bezpieczniejszą opcją. Zaufaj mi. O mnie pomyślą od razu… Drzwi, ciężki
płaszcz na ramionach, buty są zimne, przyjaciel patrzy niepewnie. Powiedz mu… Nie. Mam wątpliwości. Cichy
powrót do domu, czemu tak boli, czemu jest tak źle? Pokruszone w drobny mak marzenia o dobrym dzisiaj. Myśl
ucieka przerażona bólem, który ją otacza, obca
siła wpycha w lodowate objęcia kolejnego obcego
wspomnienia.
Patrz.
Dom
jest zniszczony, szczątki płoną, w jego głowie panuje chaos, tylko chaos.
Koniec, koniec, koniec, zginęli. Szaleństwo i ból, bo to tak, jakby on sam ich
zabił, jak mógł z nimi nie być, jak mógł pozwolić, aby nikt nie stał u ich boku
przez cały czas, jak mógł… Zamordował ich. A potem dociera prawda. Nie ten
przyjaciel, w którego zwątpił. Inny. Gniew wybucha niczym bomba, jest już tylko
nienawiść, wściekłość, ból ucieka gdzieś głębiej, zostaje pragnienie zemsty,
palące na zgliszcza wszelkie inne uczucia. Szaleńczy bieg, twarz zdrajcy i
potwora, który to zrobił, jak mógł?! Krzyk, oślepiające światło. Zostaje sam,
pośród trupów niewinnych ludzi, bo potwór nie ma zahamowań. Pustka, dusza
wypalona na proch, bo potem, nim ostatni raz spojrzy w słońce, widzi miodowe
oczy. I jedyne czego pragnie, to zwariować i zapomnieć, bo nikt nie chce
słuchać.
Patrz.
To pełnia, tłusta gęba księżyca,
śmiejąca mu się w twarz. Patrzy w ogromny, blady okrąg i może myśleć tylko o
miodowych oczach pełnych cierpienia, niezrozumienia. Tak, jak gdyby zdradził,
zamordował, oszukał. Jest zimno, lód wdziera się do serca i kruszy, łamie,
mrozi wszelkie ciepło. Jak boli, jak boli. Czy jego też boli? Na pewno, musi
boleć, przecież to pełnia, przecież… Przecież nie zaufał, przecież niemal
zdradził. Niemal? Zdradził, oszukał. Potwór. Niech boli, niech boli tak, żeby
nie myśleć, że jego boli równie bardzo. Niech boli do utraty zmysłów, niech
umrze, niech cokolwiek pozwoli mu przestać myśleć.
Widzisz?
Syriusz…
Nie
idź dalej. Nie wchodź w moje szaleństwo.
To
niemal szok. Usta wpółotwarte z przerwanym oddechem w płucach i zastopowanym
rytmem serca. Wyciągnięta przed siebie dłoń z różdżką drżała, fale magii
spływały do palców i zmieniały się w mrowienie. Oczy szeroko otwarte, wbijały
się w ściągniętą napięciem twarz obcego
mężczyzny. Myśli w głowie zaskrzypiały i przerwały ten straszny i cudowny stan
letargu, który bronił przed dalszym.
Bo nagle cała siła opuściła rozedrgane ciało, kolana ugięły się, a krzesło było
kilka centymetrów za daleko, podłoga okazała się twarda. Musi kłamać, na pewno, przecież nie można się aż tak pomylić, nie cały
czarodziejski świat, nie Dumbledore, nie ja… Ale… Syriusz… Tylko instynkty, wrodzone zdolności, nie umiał
modyfikować pamięci, nigdy, a zresztą rozróżniłby, te były czyste, Boże, prawdziwe. I przecież nigdy nie wysłuchał, dał się przekonać
Ministerstwu, gazetom, ale przecież nigdy nie dał powiedzieć jemu, jak bardzo stali się sobie obcy już wtedy, skoro nie dał mu nawet szansy…? Boli, tak bardzo boli.
-
Nie…
Zachrypły
protest przeciwko wyciągniętej w jego stronę dłoni. Nie… nie dotykaj, nie niszcz więcej mojego życia. Prawda,
o Boże, prawda. Ale obcy, czemu tak obcy, skoro już nie morderca,
nie potwór, skoro nie zdrajca, to
czemu nie Łapa? Suchy szloch tkwiący
w gardle i nie umykający dalej, dławiący i duszący. Obcy, obcy człowiek. Nie morderca, nie, nie. Czemu nie potrafił się ucieszyć, czemu nic nie było lepsze? Czemu prawda nie równa się zaufaniu?
Czemu
Mur nadal stał?
"Dom jest zniszczony, szczątki płonął, w jego głowie panuje chaos, tylko chaos." Płoną. One co robią? Płoną. On co robił? Płonął.
OdpowiedzUsuńSkomentuję obszerniej, jak spłyną emocje. I po tekście (żebyś nie była w niepewności - jest świetny), i po tym, że dzięki jebanej kurwa Grecji i Hiszpanii obetną mi stypendium i nie pojadę do Bułgarii i nie zaciągnę męża do ołtarza. Jebudu, posypał się świat.
Jej, zawsze mnie ten błąd u innych irytował, a teraz sama popełniam ^^ Trzeba poprawić.
UsuńI hej, nie umiem pocieszać w 'nierzeczywistości', głupio pisać, że mi przykro. Ale może jeszcze jakoś pojedziesz? Na pewno są jeszcze jakieś opcje. I zawsze można się zapakować w paczkę i wysłać do męża. o
PS. Mówiłam, że nie przepadam za tymi państwami... Pechowo trafiłam...
UsuńDobra, świat się złożył z powrotem, bardzo możliwe, że będę ostatnim semestrem, ale pojadę, życie znów nabrało sensu :D Jednakże Hiszpanie nadal są na mojej czarnej liście, bo tych chamów zawsze jest najwięcej, dostają wielkie stypendia i najczęściej angielskiego nie znają. No nic, nie ma co.
UsuńDlaczego Mur nadal stał? Kurczę, właśnie dlaczego, chociaż to logiczne jest bardzo mocno, w sumie dziwne, gdyby od razu sobie padli w ramiona jak w książce... Ale jak Ci napisałam wyże, emocje są niesamowite, szczególnie to patrzenie we wspomnienia, w ogóle Twój sposób posługiwania się słowem jest przefantastyczny, językoznawcza ma dusza się cieszy straszliwie <3 Jak choroba się toczy? Lepiej już?
Wiedziałam! Cieszę się z całego serca, chociaż cię nie znam przecież, ale jak to dobrze, że się świat poskładał ;) Noale się udało, nie straszni ci Hiszpanie! ;p
UsuńCóż, samego Remusa dziwi i przeraża, że Syriusz, choć jednak niewinny, to nadal... to już nie jest ten jego Syriusz. Przynajmniej z zewnątrz, ale hej!, przecież minęło te jedenaście lat i nie mogłabym napisać lukrowanego powitania (ach, sztuczne powitania i wybaczanie sobie wszystkiego bez słowa wyjaśnienia... I don't like it! *klik*) ;p Obaj się zmienili, teraz trzeba nauczyć się siebie na powrót. Ale już nie gadam ;p
Jest mi ogromnie przesympatycznie, bo mnie zawsze martwi, czy się nie poplątałam w dygresjach, czy Czytelnik ma szanse mnie ogarnąć ;)
Wczoraj mi Obcy z szyi wychodził (opcjonalnie miałam krótkotrwałą ciążę pozamaciczną w szyi), tak mi węzły chłonne wywaliło, poza tym głowa mi wybuchała. Ale dziś już o niebo lepiej, znaczy się żyję. Ale tydzień materiału w plecy jest, co nie zachwyca mnie zdecydowanie... Szukam plusów... *szuka wytrwale* Jestem w połowie czwartej części! *teatralny entuzjazm*
PS. Pierwszy raz odpisuję ci z komputera, może liczba literówek się zmniejszy ^^