sobota, 20 października 2012

Powroty cz.IV



Zaczynałam tę część jakieś cztery razy. Ta wersja jest najbliższa moim zamiarom, choć i tak nawaliłam, mózg mam rozjechany, żeby opisać ten skraj szaleństwa umysłowego Lupina… Jestem wykończona, za bardzo się wczuwam we własną pisaninę. I jak to piszę, coraz bardziej męczą mnie wątpliwości co do zaplanowanego zakończenia. Ale nie mogę go zmienić, historia musi się zmieścić w wąskich ramach kanonu. I chyba będę musiała zacząć pić melisę, jeśli mam napisać zakończenie w pełni władz umysłowych, skoro wypompowuje mnie zwykły mętlik w łupinowej głowie. Ale to najbardziej pokręcona chyba część dotychczas napisanej serii. Boli mnie świr głównego bohatera, zaczynam się zastanawiać, czy on nie jest przypadkiem bardziej połamany psychicznie od byłego azkabańskiego więźnia.
A tak w ogóle, to część jest dla niezastąpionego Szamana, mojej jedynej Czytelniczki i Bety przy okazji. Przynajmniej wiem, co robię źle ;)
Miłego czytania.


Gąbka kanapy była nierówno ubita, sprawiała, że Remus nie mógł utrzymać równowagi, musiał skupiać się na tym, aby jej nie stracić, aby ostatnią deską ratunku nie było jego ramię. Klęczał na sofie ledwie kilka centymetrów od niego, dotykał go, ale czuł zimne dreszcze. Nie chciał tego przedłużać, nie chciał pogłębiać. To byłoby zbyt bolesne. Skupiał się więc na zadaniu, na wyznaczonym celu, mimo woli wdychając do płuc zapach brudnego, spoconego i zakrwawionego ciała. Zakładał mugolski opatrunek na ranione ramię i próbował nie widzieć, jak bardzo drżały jego własne dłonie. Pogryzł go jako Człowiek, nic nie mogło się stać, Wilk tylko kierował, nie przybrał swojej formy… Nagły skowyt gdzieś z tyłu głowy, przed oczami zatańczyły krwawe plamy, kanapa coraz gorzej współpracowała. Przełknął żółć, nie przerwał pracy, nie mógł dać po sobie znać, że coś jest nie tak. Zresztą, czy jego to w ogóle obchodziło? Zacisnął powieki na ułamek sekundy, Wilk drżał niespokojny. Ta straszna forma nie jest mną, obrzydliwa hybryda, Potwór. Kiedy nauczył się go rozumieć? Kiedy Wilk przestał być tylko Potworem? Kiedy Wilk i Wilkołak przestali być jednym? Dwóch więźniów, żadnych oprawców, sami sobie katami. Nie! Nie teraz. Odepchnął myśl, dłoń nieuważnie zsunęła się z gazy, palce przejechały po twardej, zaognionej skórze, oddech utknął w połowie drogi do płuc. Dlaczego tak bardzo przerażał go ten dotyk? Blokada w głowie. Wzdrygnął się, nie mógł tego znieść, nie dał sobie rady. Drzwi nie trzasnęły, bo nawet ich za sobą nie zamknął. Nie zobaczył, jak Syriusz zaciska wykrzywione w szpony palce na kolanach. Niebieskie oczy zapłonęły, spomiędzy zwartych szczęk uciekło coś na krawędzi jęku i warkotu.

***

To nie były dobre dwa dni, Remus nie mógł zdecydować, co przeraża go w nich najbardziej, ale faworytów było wielu. Nasłuchiwanie przy cienkiej ścianie każdego jego kroku i oddechu? Przedziwnie przyspieszone bicie serca, gdy on wchodził do pokoju? Picie hektolitrów obrzydliwej, słabej herbaty, żeby zagłuszyć ssanie żołądka? Przesiadywanie kilku godzin w wypełnionej lodowatą wodą wannie, aż bolały kończyny, nie mógł złapać oddechu i szczękał zębami? Obserwowanie, jak Syriusz snuje się po mieszkaniu i ciągłe czekanie, czekanie ze wstrzymanym oddechem?
Stał oparty o zimny parapet, ogrzewanie znów wysiadło, a on nie miał siły wykłócać się z właścicielem kamienicy, wolał już marznąć. A przecież nie musiał, przecież nic już nie mogło uchronić go przed przeszłością, skoro ta zamieszkała w jego salonie. Nie był pewien, kiedy to się stało, co było między myślami-wspomnieniami a porankiem, który przeżywali już razem. A on nadal marzł, bo to tak naprawdę nic się nie zmieniło. A może bolało trochę bardziej? Bo wszystko było nie tak.
Drzwi w głębi domu skrzypnęły cicho, a on nie mógł powstrzymać dreszczu, choć sam nie wiedział, czy to strach, czy może coś zgoła innego. Obie wersje były złe, ale nic nie mógł z tym zrobić. Przeżywali te ostatnie dni jakby w zawieszeniu, w oczekiwaniu na dalej, bo przecież tak nie może wyglądać wieczność. Nie mogą mijać się bez słowa w drzwiach, patrzeć w podłogę, gdy to drugie wchodzi do pokoju, obchodzić się łukiem, aby przypadkiem nie dotknąć, milczeć, wciąż milczeć od pięćdziesięciu dwóch godzin. Nowe odliczanie? Coś podskoczyło mu w żołądku, bo przecież tak się nie da, nie po tamtej nocy, nie po wyjawieniu prawdy, trzeba rozmawiać, trzeba przełamać ciszę. Czemu nie potrafił nic powiedzieć? Ostatnie słowo, które między nimi zawisło było złe, nie można tak być i czekać, trzeba w końcu pójść dalej. Gorzej, bo przecież się tego bał, bo dalej nie musiało znaczyć lepiej, odarci ze złudzeń oczekiwali na to, co mogło okazać się jeszcze gorsze od wczoraj. A nadeszło szybciej, niż byliby gotowi. Nie byliby nigdy, nadeszło samo, bo inaczej tkwiliby w swoim sztucznym świecie, pomiędzy wąskimi framugami drzwi, puszką z resztkami kawy i szybą, w której krzyżowały się spojrzenia. W swoim piekle.
– Remus?
Jak odgłos wystrzału, Lupin o mało nie krzyknął, o mało nie podskoczył. Błękitne oczy, zaciśnięte mięśnie szczęki, zmarszczone brwi. Czemu wszystko musiało być tak skomplikowane, czemu nie mogło być… łatwiej? Chrobot pazurów na skraju przytomności, mdliło go. Myśli rozszalałe, pędzące, nie mogące zwolnić, zatrzymać się. Wilk, więzienie, Azkaban, Syriusz, prawda, zdrajca, Peter, szczur, Wilk, Wilkołak, Człowiek, kontrola, uczucia, tajemnice, brak zaufania, kłamstwo, Syriusz, pies, Wilk, ból, Syriusz. Niekończący się, płynący wodospadem ciąg myślowy, brak koncentracji, jak się skupić? Ułamek sekundy, oddech ruszył, kolana ugięły się pod ciężarem ciała i pociągnęły je na zimne kafelki, podczas gdy myśli wciąż szalały gdzieś, gdzie nie mógł sięgnąć, gdzie nie mógł ich złapać, uspokoić, wyciszyć. Czemu nie mógł oddychać? Znów? Krwawy taniec na powierzchni otwartych oczu. Zbyt wiele. Żołądek kurczył się w głodzie, płuca tamowały dopływ tlenu, palce drżały, plecy dudniły bólem po upadku, głowa bolała, myślenie tak bardzo bolało!
– Remus!
Nie usłyszał. Zemdlał.

***

Odzyskiwanie przytomności było procesem mozolnym, powolnym, tak bardzo trudnym. Powietrze musiało zgęstnieć do nieprawdopodobnego stopnia, bo nawet otwarcie powiek wydawało się być czymś nieosiągalnym, zbyt ciężkim. Ruch jakimkolwiek mięśniem był wręcz wykluczony, wszystko stało się tak nierzeczywiste, kusił sen, przyczajony, wyczekujący. Sen? Czy już nie śnił? Błąd? To nie sen na niego czekał, nie sen oblepiał jego ciało, nie sen, do uszu dobiegł niewyraźny, zniekształcony głos, ale czemu miałby słuchać, skoro może po prostu odejść? Czemu? Co dobrego czekało na niego tam, gdziekolwiek tam było? Sen-nie-sen oferował spokój, bezpieczeństwo. Oferował ciepło, najlepsze, najpiękniejsze. Czy tam było ciepło? Nie, nie mogło być, tylko tu, tylko. Tam był mróz, tam nie było dobrze. Ulga. Tu będzie lepiej. Sen-nie-sen czekał, chciał spełnić obietnicę. Dobrze, w końcu dobrze?
Wybuch rozsadzający głowę, bo coś przeszkadzało, coś było nie tak. Kłamstwo. Ciepła dłoń na zimnej dłoni, gorący oddech na zmarzniętej, oszronionej duszy, płonący głos przy niesłyszącym, zapchanym śniegiem uchu, ciepło, ciepło, ciepło. Jak mógł zapomnieć? Wilk zawył dziko, po raz pierwszy wycie było dobre, przypominało, kazało żyć. Wilk był Człowiekiem, zawsze nim był, nie mogli być osobno, Wilk był Człowiekiem, wycie oczyściło zapchany odorem śmierci umysł, wszystko nagle stało się tak jasne i oczywiste. Wilk nie mógł pozwolić zapomnieć, nie mógł. Jedenaście lat, miesiąc i dwadzieścia dwa dni to dużo, Wilk każe zrozumieć, każe żyć, bo Człowiek tak strasznie się pomylił, tak strasznie, nie próbując kruszyć lodu. Przecież na granicy, tuż obok snu-nie-snu kryło się ciepło, prawdziwe, żywe. Powietrze wpłynęło z impetem do skurczonych, nieprzygotowanych płuc, bolało i raniło, ale to nie było ważne, przed oczami rozkwitły gorące kwiaty wspomnień.

Wrząca krew płynie przez tętnice.
– I już.
Dwa trywialne słowa, przypieczętowanie przysięgi złożonej przez dwóch przemarzniętych dwunastolatków. Lodowata nisza w kamiennej ścianie, szczękające zęby, szerokie uśmiechy i złączone, drżące z zimna dłonie. Za oknami szaleje zima, żaden z nich nie wrócił do domu na Święta, zamek milczy, a dwójka osamotnionych dzieciaków przyrzekła sobie wieczność.
– Czyli jesteśmy przyjaciółmi na zawsze? Nieważne co? Nigdy się nie opuścimy, zawsze będziemy się wspierać?
Czarne loki odstają zabawnie nad wysokim czołem, błękitne oczy śmieją się w ciemnościach, ale głos jest poważny, pełen nadziei. Remus na początek odpowiada tylko szczękaniem zębów, wstrząsającym dreszczem, biegnącym po skostniałym ciele, czemu nie włożył butów?!
– I będziemy się ogrzewać nawzajem, żebyśmy nie pozamarzali, co nie?
Śmieją się obaj, młody Black podskakuje w miejscu, bo gołe stopy pieką i bolą z zimna.
– Jasne. Od tego są najlepsi przyjaciele. Nie pozwalają, aby temu drugiemu było zimno. A jak nie mogą nic poradzić, to marzną razem z nim. Proste, nie?
Wypełnia go, trafia do każdej części ciała, ma wrażenie, że płonie od zewnątrz, już zapomniał, co to znaczy nie zamarzać na śmierć.

Proste? Nigdy takie nie było. A może było? Może to on zawsze wszystko komplikował? Zachłysnął się powietrzem, przestraszone, niebieskie oczy, twarz tak blada, że niemal szara, lodowe Mury pękły z trzaskiem, a Remus w końcu zrozumiał. Chciał coś zrobić. Cokolwiek, byle zrobić. Syriusz był szybszy.
– Ty idioto! Ty coś w ogóle jesz?
Głupie zdanie, Remus czuł, że kręci mu się w głowie, przerażenie w błękitnych oczach, przełamany głos, wszystko tak dziwnie odpływające. Nie mógł, nie teraz, przecież odnalazł swoje ciepło. Myśli znów zakotłowały się pod powiekami, seria z karabinu. Nie jem, nie potrafię bez ciebie, nie śpię, egzystuję, chcę żyć, chcę żyć normalnie, chcę ciebie, potrzebuję cię, jesteś moim ciepłem, nie dam sobie bez ciebie rady, zimno mi w serce, złamałem obietnicę, ty jej nie łam, tak mi zimno, kiedy cię nie ma, boli, bardzo boli, ciebie też bolało, przepraszam cię, wybaczysz?, to ja jestem potworem, chowam się w skorupie, tak bardzo boję się tego, co dalej, bo tak bardzo się poraniłem odłamkami lodu, tak bardzo mi cię brakowało, nie zostawiaj mnie, nie pozwól, aby lód znów stwardniał, przecież skruszał, stopniał, Boże, jak ciepło, jak dobrze, ja żyję, znowu żyje, nie zostawiaj, nie wytrzymam tego drugi raz, ileż można umierać, to jedenaście lat, miesiąc, dwadzieścia dwa dni, Syriusz, nie każ mi umierać po raz kolejny, nie dam sobie rady. Zamarznę.
Jak długo można wstrzymywać oddech? Silne, choć przecież tak kościste ramiona, obejmowały, przyciskały, ogarniały, cudowna klatka bezpieczeństwa, nigdy nie chciał już być wolnym. Czoło oparte o zapadły tors, szloch-niemal-śmiech dławił w gardle, uciekł z niego jako nierozpoznawalny, stłumiony przez podartą koszulę dźwięk. Jezu Chryste, jak ciepło, jak dobrze. Jak to dobrze, że zagubiony umysł nie był w stanie zamknąć drżących ust, że myśli-bardziej-słowa. Dreszcz, w końcu nie dreszcz zimna, kręciło mu się w głowie, nie mógłby zemdleć, nawet gdyby chciał, trzymało go ciepło i zakrwawione ramiona. Nie chciał mdleć.
– Nie zostawię cię.
Boże, jakie to proste. Jakie to w końcu proste.
Wilk milczy, skulony gdzieś obok, popękane od mrozu łapy już tak nie bolą, napłynęła ulga. Spokój, ukojenie. Tęsknota krzyczy. Wilk stapia się z Człowiekiem w jedno, ale ten jeden raz nie tworzą razem klatki, to nie Wilkołak. To w końcu Lunatyk. Remus Lupin nareszcie w połatanej, nieudolnie posklejanej, ale całości.
Jak ciepło.



8 komentarzy:

  1. No dobra. Pobyt w domu był, przewiezienie tyłka do Warszawy zaliczone, ugłaskanie oszalałego po samotnym weekendzie kota w części gotowe także spokojnie, przed nauką można się zabrać za skomentowanie.
    Mówi, że jedna z dziwniejszych części, taaak? Jedna z lepszych, w sumie jak się zrobiło ciepło, to się popłakałam i wcale nie będę ukrywać. I właściwie jestem szalenie ciekawa, co będzie dalej, ale z drugiej strony mam też pewne obawy, bo w sumie takie opowiadania są szalenie trudne do dobrego poprowadzenia, chociaż, co ja pieprzę, tak fantastycznie Ci idzie, że wszelakie niepewności są tu po prostu nie na miejscu, o. I wcale a wcale mi się nie podoba to mieszczenie w ramach kanonu. Wyrzucić kanon, a przede wszystkim wyrzucić Tonks, ło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozdrów kota ;p Ja to głupia, muszę umieć na klasówkę, kartkówkę, wiersz na pamięć, a siedzę przed komputerem i robię okrągłe nic... Coś jest nie tak ;)
      Pisało się szalenie skomplikowanie, ale skoro oddziałało na ciebie, skoro się popłakałaś, to było warto. Jezu, jak mi przemiło się zrobiło, dla takich komentarzy, to ja mogę pisać xd
      Jest przerażająco trudne, dlatego też nie przeciągam, chcę się zmieścić w małej liczbie części, żeby nie było zbyt. No i zostały mi trzy, z czego jedna to Epilog (część, którą chcę napisać najbardziej, ona jest bowiem celem całej serii xD), więc już niedużo.
      Wiesz, mi też coraz mniej, no ale co zrobić, skoro muszę zmieścić? Inaczej wszystko popsuję i na pewno ci się nie spodoba, bo wyjdzie gówno, a nie zakończenie ^^ I... przykro mi to pisać, ale kanon i Tonks są nierozerwalni. Boli mnie to, ale taka kolej rzeczy ;p
      I tak mam nadzieję, że zakończenie będzie... choć troszkę nieschematyczne ;)

      Usuń
    2. Już wrócił do siebie, na pozdrowienie udziabał mnie w palec i spieprzył być dzikusem gdzie indziej :D Widzisz, ja mam na czwartek do przeczytania całkiem długą książkę po bułgarsku, jestem na jakiejś 50 stronie, zostało mi jakieś... 220 a tu przyszła chęć na kolejny rozdział. I co zrobić niestety, książkę trzeba czytać, bo, cholera, doktorat w Belgradzie czeka (no na pewno ;])
      No to możesz być z siebie dumna, że komplikacje wyszły na dobre, bo świetna była ta część, naprawdę, naprawdę!
      Kurczę, no i znów ambiwalencja. Z jednej strony chcę ten epilog, z drugiej nie bo ta Tonks i kanon. Nie wiem, kazał jej się zmieniać w Syriusza jak szli do łóżka? A może fakt, że była jego kuzynką? Zobaczymy, strasznie jestem ciekawa, coś wymyślała i w sumie skoro uciekasz od schematu, to zainteresowanie rośnie jeszcze bardziej ;) Ale grzecznie będę czekać!

      Usuń
    3. Charakterny? xD Zawsze chciałam mieć kota, ale jakoś nie wyszło ;p
      Ja ci zazdroszczę, że ty umiesz tę bułgarską książkę przeczytać, kto by się prędkością przejmował ;p I już przecież doszłyśmy do tego, że im więcej do roboty, tym większa wena ;p I czeka, na pewno! xD
      Ta najbliższa będzie mniej, ale dla mnie chyba każda część Powrotów wymaga skupienia, żeby było w miarę czytelnie, ale też aby odzwierciedlało stan psychiczny i uczucia Remusa.
      Będzie... ale nic nie mówię ;p Wiedz tylko, że każde kanoniczne słowo i wydarzenie będzie prawdziwe. ;p
      Jezu, żeby tylko nie zepsuła!

      Usuń
    4. Dobra, koniec bycia miłym. Pisze, bom ciekawa!!!

      Usuń
    5. ;) Musi poczekać do weekendu, to się pewnie doczeka xd

      Usuń
    6. No dobrze, jak musi, to poczeka ;)

      Usuń
    7. To dobrze, mogę z czystym sumieniem wziąć się za geografię, skoro poczeka xd

      Usuń